2005.08.06-14 - Letni obóz dla właścicieli CzW - Trusalova (SK)
Na miejscu czekała już na nas Jola z Ają (Iową Eden severu), wielu znajomych z tegorocznego obozu w Lazne Belohrad, którzy jak my przenosili się z obozu na obóz, a ze Słowacji starzy znajomi oraz wiele nowych twarzy. Małe dostały wybieg z widokiem na góry:
a my całkiem przyjemny domek. Oj, w tym roku udało się organizatorom świetnie wybrać lokalizacje. 10 km do Martina i Tesco otwartego całą dobe. Na terenie bar, miejsce na ognisko, niedaleko strumyk, łąka na szkolenie i wiele miejsca do wybiegania psów.
Tydzień rozpoczęło spotkanie rodzinne - małe z miotu D miały szansę poznać swojego tatusia, który mieszka ze swoimi właścicielami w Słowenii. Akim Slnečný dvor o dziwo był z takiego spotkania bardzo zadowolony (zwykle reakcja psów na szczeniaki to: "Eeee, to nie moje...!" ).
W poniedziałek opusciła nas Dewi i pojechała do Warszawy..
ale socjalizacja małych trwała dalej - jeszcze bardziej intensywna, bo małe spały już coraz mniej i coraz chętniej chodziły na spacery...
A dla dorosłych psów posłuszeństwo
i to co tygrysy lubią najbardziej, czyli TARTowe szkolenie obrony - przy nim żaden wilczak się nie nudzi...
Pod koniec tygodnia dołączyli do nas jeszcze Daiva, Daniel wraz z Pinki (Andariel Wolf z Peronówki) i Harka (Harmonia Eden severu).
Oczywiście nie ma obozu na Słowacji bez wyjścia w góry - w tym roku celem był Chleb:
Jednak gdy zmęczenie opadło i gdy zrobiliśmy sobie wspólną fotkę,
zapadła decyzja, że to jednak za mało. Rozdzieliliśmy się - część wróciła do obozu, a my ruszyliśmy dalej. Przedzieraliśmy się przez błoto, skały i strumyki. Momentami na scieżce trzymały nas tylko pazury naszych wilczaków (dzień wcześniej była ogromna ulewa, która rozmyła szlak). Na końcu czekał na nas wspaniały widok:
Cała trasa objęła w sumie 27 km przedzierania się przez góry. Nic dziwnego, że następnego dnia łatwo było poznać uczestników wyprawy po tym, jak chodzili po schodach na śniadanie... I nawet szkolenie obrony i praca pozorantów była bardzo ... sztywna...
Ale też wieczory przy ogniskach nie wymagały dobrej formy fizycznej i zbytnio na tym nie ucierpiały jeśli chodzi o liczbę uczestników:
Obóz zakończyła bonitacja - my zglosiliśmy Botisa, bo sędzia znany jest ze swojej ostrości, ale i tego, że niewiele jest osób, które mogą się równać z nim doświadczeniem - imię Oskar Dora zna każdy czeweczkarz z Czech, czy Słowacji. I tu ogromne (i miłe) zaskoczenie - dostaliśmy same pochwały. Sędzia poprosił nawet właścicieli, aby podeszli, by zobaczyć jak powinna wyglądać prawidłowa klatka piersiowa wilczaka, i jak powinny być kątowane nogi. Abyśmy nie spoczęli na laurach dostało się nam za zbyt ciemny kolor oka...
Potem jeszcze test charakteru - Botis i tu nie dał plamy - zaliczył go wzorcowo. No i klapa - dowiedzieliśmy się, że "nasze psy mają zawsze dobre charaktery", więc teraz będziemy musieli się nieźle napracować z resocjalizacją Balroga i Ali, aby nie popsuć tego wizerunku podczas ich przeglądów hodowlanych...
Po południu po godzinie 14:00 rozpoczęło się spotkanie członków Słowackiego Klubu, gdzie omówiliśmy kilka bieżących spraw, wróciła sprawa tzw. 'Mutar' (czyli nielegalnych krzyżówek z wilkiem kanadyjskim) i braku odzewu ze strony czeskiego klubu (oczywiście stary zarząd uznał sprawę za zamkniętą i nie poinformował o niczym swoim następców, co trzeba będzie teraz w Czechach wytłumaczyć). Potem jeszcze wspólne ognisko i nadzieją, że spotkamy się w tym samy gronie za rok....
W sumie w tym roku obóz odwiedziło prawie 150 osób, można było zobaczyć koło 70 wilczaków. To prawdziwa uczta dla oka hodowcy. Widzieliśmy już półbrata Cheitanka, który wygłądał dokładnie tak samo jak on, tylko że był calkiem szary. Mi wpadły w oko 4 psy... niestety dwa z nich to Dak z Rosíkova (tata 'C'-ymbałków) i Gaius Dór (niedoszły tata dzieci Jolki). Ale i wśród młodzieży dało się wypatrzeć psy, na które warto mieć w przyszłości oko...
- Aby odpowidać zaloguj się lub utwórz konto
- 2043 odsłony
Odpowiedzi