2010.05.29 - DogTrekking - Przesieka (PL)
Cóż, żałujcie w każdym razie, bo trasa była pięęęęękna, ale też cięęęęężka. Tym większa satysfakcja, że udało nam się ją w ogóle ukończyć.
Przesieka była też debiutem naszej 13-letniej córci, która spisała się na medal i dobrnęła na metę w stanie znacznie lepszym niż jej mamusia. (A ja wcześniej nie pozwalałam jej startować, bo bałam się, że wymięknie, ech naiwności ludzka).
To była już trasa typowo górska, a więc wymagająca (w mojej ocenie przynajmniej) kondycyjnie i trudna technicznie. Tutaj nie dało się "lecieć", bo raz, że nie starczało pary, a dwa - skutkować to mogło połamaniem nóg. Wcześniejsze deszcze też trochę przyczyniły się do "urozmaiceń" na szlakach. No i te widoki!!! Momentami człowiek chciał się zatrzymać i po prostu patrzeć!
Cóż, na metę wróciliśmy o godz. 16.13 (start był o 10.00) i myślałam, że będziemy tym razem na szarym końcu, a tymczasem okazało się, że w kategorii rodzinnej to dało 5-te miejsce. (Fakt, że tym razem rodzin startowało mniej). W każdym razie o trudności trasy może świadczyć fakt, że gdy opuszczaliśmy tamto miejsce o godzi. 18.40, na trasie było jeszcze 8 teamów.
Ja NAPRAWDĘ podziwiam tych, którzy startują na 50 km. Dla mnie to po prostu nie do wyobrażenia.
Dodam jeszcze, że Łowca pracował rewelacyjnie. Nie wiem, jak to się dzieje, ale on po prostu wie, że zawody to zawody; ciągnął wytrwale najpierw mnie, potem Kaję, a gdy się zatrzymywaliśmy choćby po to, żeby Jacek mógł zrobić zdjęcia, zaczynał popiskiwać, zupełnie jakby pilnował naszego tempa i ponaglał nas do marszu.
Na poczatku przedstawiam Wam Kraksę:
suczkę, która na skutek urazu kręgosłupa ma bezwładną tylną część ciała, a która nie tylko wzięła udział w zawodach na trasie MIDa, ale jeszcze powróciła do mety i zaliczyła wraz z właścicielką wszystkie punkty kontrolne. Naprawdę ogromny szacun za ten wyczyn, bo jak one tego dokonały, pozostanie dla mnie nieodgadnioną zagadką.
Początkowy odcinek trasy pokonywaliśmy wspólnie, Kraksa dzielnie dotrzymywała kroku innym psom i to pomimo dość ostrego startu, a także tego, że jej właścicielce wypadła gdzieś karta zawodnika i musiały się po nią wrócić. Niedługo potem jednak znowu nas dogoniły. Sunia była naprawdę dzielna.
Pod górę nam pomagały psy, Kraksie pomagała jej pani.
To był jednak jeszcze "pikuś", bo pomimo długiego i wyczerpującego odcinka pod górę, droga była w miarę równa, potem zaczęło się np. coś takiego:
lub takiego:
a także inne "udogodnienia" na trasie. Naprawdę każdy kto tę trasę przebył, zastanawiał się, jak one tego dokonały.
Nie doczekaliśmy się niestety na ich powrót na metę, bo zaczęło się robić późno, a nasi mili gospodarze już od 17-tej czekali na nas z obiadem, ale od tych, którzy tam byli, wiemy, że ten moment był bardzo wzruszający, niejedna łza, w niejednym oku się zakręciła...
Wiemy też, że Kraksa te trudy zniosła całkiem nieźle.
No i różne różności:
Trasa MIDa na papierze
"Nie będę gorszy od haszczaków i mamutów"
Widoki:
Na Przełeczy Karkonoskiej po czeskiej stronie istne autostrady; tu najwyraźniej zlot oldmobilów
Przełęcz Karkonoska w "pełnej krasie"
I kolejne widoki:
W pobliżu ostatniego punktu kontrolnego. Dwie godziny do mety, które okazały się dla nas najgorsze z całej trasy, choć w rzeczywistości to był chyba najłatwiejszy odcinek. Zmęczenie dało się we znaki.
Karkonosze to kraina przedziwnych i pięknych "konstrukcji" skalnych:
oraz mnóstwa potoczków:
No i wreszcie (już upragniona) meta; Łowca wygląda nawet na zadowolonego i słusznie; miał pełne prawo być z siebie zadowolony; nawet chłopak nie wie, jak bardzo nam pomagał.
- Aby odpowidać zaloguj się lub utwórz konto
- 3216 odsłon
Odpowiedzi